środa, 12 maja 2010

Bo Lech, Bo Lech!

Usłyszałem jakiś czas temu ciekowstkę przyrodniczą, że jeden z naszych eks-prezydentów byłby (jak sam głosi) wspaniałym wybawieniem na te czasy, tylko czeka kto mu złoży propozycję zorganizowania mu sztabu wybroczego i tego całego cyrku, no bo, wiadomo, taki światowy człek, sam przed szereg nie wyjdzie... a wychodził, wychodził... to były czasy... taki bywał skuteczny, że wychodził na czoło nawet takich szeregów, które próbowały go na tyły wypchnąć...
I jakoś tak żal mi się zrobiło, że nikt nie chce go wesprzeć, i już z krzesła się do połowy uniosłem, już zagrała trąbka do boju, już chciałem skrzyknąć kolegów, byśmy założyli na prędce jakieś "Stowarzyszenie Byłych", by godnie takiego kandydata w naszym gronie powitać, już do komputera się rwałem koszulki na kampanię drukować z jakimś hasłem chwytliwym a prawym (na lewo), typu: "Byłem TW i się tego nie wstydzę!", lecz klapłem na pupę zniencka uświadomiwszy sobie rzecz "straszną" i plany tak dalekosiężne druzgocącą - przecież ani ja, ani nikt z moich kolegów, nie był nigdy kapusiem...

Odmeldowuję się -
kpt. Dulka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz