środa, 12 maja 2010

Każdy Bronek czyści swój ogonek... a kobyłka u płota...

           
          Przyznam szczerze, że nie chciało mi się jakoś akurat o tym pisać na blogu, skoro kilka ważniejszych dla mnie wpisów czeka na zajęcie się nimi, i doczekać się nie może. Ale jak ktoś ostro przegina... ogon, to się w końcu do(w)czeka.
          No bo ile można czekać, na spełnianie obietnic? Ja rozumiem, że jak ogonek się ubłoci, to trzeba oczywiście, ale można tak czyścić że na stałe się zrobi poszarzały, a można i honornie. Do czego piję, spytacie?
           Ano piję nawet nie do obietnic wyborczych, bo to już nawet się przyjęło, i lud ciemny nie jest, lud rozumie, że obietnice wyborcze to na wodzie są pisane, nawet nie na piasku, ale obietnice osobiście składane, to dla człowieka honoru coś powinny znaczyć, no chyba że uznał razu pewnego ów, że honornym człekiem nie opłaca się być (a prawdą to jest niestety), i jak stał tak przestał.
           Lecz może zbyt pochopnie oceniam, i jednak płomyczek maleńki honoru się tam jeszcze tli, zatem czekam (nie ja jeden z resztą) na obietnicy wypełnienie. Czyjej?
          Niejaki Bronisław Komorowski (tak nawiasem, dziś mama moja w wieku czcigodnym, się zabawnie przejęzyczyła i powiedziała w niezamierzonym skrócie: "Komorosław"... ale ni to obraźliwe ni brzydkie, a ciekawe nawet, potem sobie zaczęliśmy innym kandydatom wymyślać takie "skróty", miła zabawa, polecam) obiecał Panu Szeremietiewowi kilka lat temu (przy świadkach), że jeśli okaże się iż był niewinny i korupcji się nie dopuścił, to on (Komorowski) całkowicie zrezygnuje z polityki. Jak to w Polsce bywa, proces ciągnął się latami, (trzema jeśli chodzi o ścisłość) ale się skończył jednak (24. października 2008 roku). I może Pan Marszałek (skojarzenie z Panem Marszałkiem Piłsudskim CAŁKOWICIE przypadkowe... no ale co począć, skoro taki właśnie ma tytuł ów polityk) w natłoku spraw nie zauważył tego wydarzenia, mimo że już tyle czasu odeń minęło, ale Sąd Rzeczypospolitej Polskiej uniewinnił Pana Szeremietiewa, takoż, choć żal by Pan Marszałek odchodził od polityki definitywnie (ja to czasem lubię taką przeciwwagę, no i nie trzeba sobie wrogów urojonych wymyślać...), to jak to się mówiło w Polsce szlacheckiej (gdzie honorem nie kupczono, a Pan Marszałek zwykł często się do honoru odwoływać): "Słowo się rzekło, kobyłka u płota..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz